Parę miesięcy temu koleżanka z Brazylii przyniosła na nasz babski filmowy wieczór przepyszny deser, niezwykle popularny w jej kraju. Brigadeiros zwykle przyrządzają na różne przyjęcia oraz... złamane serca. Choć żadna z nas na życie miłosne nie narzeka, zajadałyśmy się przysmakiem z lubością. Szybko wyżebrałam od niej przepis, bo takimi pysznościami trzeba się dzielić. Ale ostrzegam, przepis jest niebezpieczny... bardzo prosty, super szybki i ciężku mu się oprzeć. Zatem Dzień Czekolady świętujemy dziś w brazylijskim stylu!
Składniki:
- puszka słodkiego mleka skondensowanego
- duża łyżka masła
- 4 duże łyżki kakao lub startej gorzkiej czekolady
- czekoladowa posypka/ wiórki kokosowe
ostudzona masa |
Mleczko skondensowane przelewamy do rondelka, dodajemy masło i kakao (najlepiej przesiane i stopniowo, żeby się nie zbrykało... mi się zbryliło oczywiście, ale pomogłam sobie mikserem naprawić sprawę). Gotujemy na średnim ogniu cały czas mieszając drewnianą łyżką, aż zacznie bulgotać. Zostawiamy do ostygnięcia. Uwaga z wkładaniem paluchów-łasuchów do rondelka, bo choć krem jest pyszny, to też bardzo gorący ;) Po ostygnięciu (masa nie może być w ogóle ciepła, bo będzie się rozpływać) formujemy kulki i obtaczamy w posypce czekoladowej (lub na dobrą sprawę w czym tam chcemy). Potwornie lepi się do rąk, ale wyczytałam, że można ręce masłem nasmarować, żeby temu zapobiec. Wersja dla leniwych: przelać jeszcze ciepłą masę do kieliszków/kubeczków/miseczek i posypać posypką.